Przez kilka dni przebywałem w położonym na wschodnim krańcu Kotliny Kłodzkiej Lądku – Zdroju. Uzdrowisko to posiada bogatą, pełną ciekawostek historię, kilka wartych odwiedzenia zabytków, oraz nie powtarzalny klimat. Trochę skontrastowane, trochę tajemnicze, z mieszanką trzech kultur… Zapraszam więc na podróż po tym wyjątkowym miejscu.
Trochę historii, czyli Tatarzy, Bad, wojny oraz królewskie - carskie spotkanie...
Na sam początek trochę o historii Lądka – Zdrój, szczycącym się mianem najstarszego uzdrowiska na ziemiach obecnej Polski. Pierwsze wzmianki pochodzą z XIII wieku, a konkretnie z wyprawy Tatarów na Europę, w trakcie której m.in. pokonali Henryka Probusa i jego armię pod Legnicą w 1241 roku. I właśnie przy powrocie z tej bitwy, na swój sposób zwiedzając południową część naszego kraju, zawitali i do Lądka, odkrywając urządzenia kąpielowe. Nie wiadomo, czy najeźdźcy zdążyli skorzystać z ich właściwości, wiemy natomiast, że opuścili je w swoim stylu - łupiąc i niszcząc.
Miasto odbudowało się, a prawdziwy postęp zaliczyło w XV wieku, kiedy jego leczniczymi właściwościami zainteresowali się nowi właściciele – Podiebradowie. To oni tworzyć zaczęli tutaj pierwszy zakłady przyrodo – leczniczy, a Lądek przez następne lata jako uzdrowisko się rozwijał.
Złote lata przerwała jednak wojna trzydziestoletnia, ponownie doprowadzając świetnie prosperujący zdrój do upadku.
Pod koniec XVII w. uzdrowisko kwitnąć zaczęło na nowo, za sprawą inwestycji zarządcy hrabstwa kłodzkiego, a zarazem radcy cesarskiego, Zygmunta Hoffmana. Lądek dynamicznie się wówczas rozwinął, powstawały nowe domy lecznicze, a wokół nich tętniło życie miasta.
Sielankę i harmonię ponownie brutalnie zatrzymała wojna. Konflikt pomiędzy Prusami i Austrią w roku 1740 r. spowodował kolejny zastój. Trwał on przez blisko ćwierć wieku…
W tym czasie oczy na Lądek zwrócił król Prus, Fryderyk Wielki, któremu miejsce przypadło do gustu podczas kuracji. Potem do uzdrowiska chętnie przyjeżdżali jego następcy, zaczęły pojawiać się w nim także znane osobistości. Miasto odwiedzali m.in. Johann Wolfgang Goethe, królowa Luiza, Katarzyna II czy przyszły prezydent USA, Johny Quincy Adams.
W 1813 roku w Lądku doszło do wyjątkowego spotkania. Leczącego się tam Fryderyka III Wilhelma odwiedził wówczas ze świtą rosyjski car, Aleksander I. Wspólna kawka i pogawędka władców, co by nie mówić, dwóch trzęsących osiemnastowieczną Europą państw, na lata pozostało w pamięci mieszkańców, a miejsce, w którym odbyło się to wydarzenie, dzisiejsza Willa Cecylia, nazwano „Kongisshaus”.
Pisząc o XIX wieku w Lądku nie można pominąć roli Marianny Orańskiej. Królewna Niderlandzka najpierw wsparła finansowo budowę kościoła ewangelickiego, a potem z własnych środków wybudowała 55 kilometrową drogę łączącą miasto z pobliskimi miejscowościami. W ogóle, działalność Marianny, której życiorys należy do tych ciekawszych, pozostaje dla ziem kotliny kłodzkiej nieoceniona, będąc ich właścicielką chętnie pomagała w ich rozwoju.
Do końca drugiej wojny światowej pod nazwą Bad Landeck miejscowość pozostawała niemiecka. Dwa dwudziestowieczne konflikty na szczęście oszczędziły kurort, a po wkroczeniu tu sowietów dalej wykorzystywano go w celach uzdrowiskowych. W komunizmie działało tu sanatorium dla radzieckich wojskowych, w Lądku gościł także Władysław Gomułka. Po 1989 roku pozostaje jednym z głównych ośrodków sanatoryjnych, przyciągając kuracjuszy z całego kraju.
Lądek teraz, czyli spacer po mieście
Lądek w obecnych czasach jest miejscem skrywającym wiele różnych twarzy i jest ono skontrastowane. Swą opowieść o nim zacznę od części mieszkalnej, gdzie samemu w nocy o północy raczej nikt z nas znaleźć by się nie chciał. Popadające w ruinę budynki, pustostany, cisza mącona od czasu do czasu albo przez wycieczki, albo przez lokalnych meneli… Czas, jakby się tutaj zatrzymał, i to w nieodpowiednim momencie. Zdarzają się miejsca ładniejsze, kojarzące się z czeskimi miasteczkami. Jest trzymający się w całkiem niezłym stanie rynek, gdzie w Herbaciarni pod Filarami da się wypić całkiem dobrą kawę. Nieopodal stoi mający blisko 450 lat most z figurą św. Jana Nepomucena, oraz figura upamiętniająca Mariannę Orańską. Perełki te giną jednak w obliczu podupadającej okolicy.
Im bliżej uzdrowiska jednak, tym obraz Lądka ulega zmianie, a przekraczając jego granicę odnieść można wrażenie, jakbyśmy trafili do innego świata. Wchodząc do tej leczniczej części, na myśl przyszły mi skojarzenia z zachodnimi uzdrowiskami – Mariańskimi Łaźniami, Karlowymi Warami… Zmienia się także klimat – niepokojąca cisza znika pod wpływem muzyki, rozmów i wieczornych zabaw kuracjuszy, co chwila spotyka się aktywnie spędzających czas pobytu w sanatorium ludzi.
Pierwszą atrakcją, znajdującą w po drodze do serca uzdrowiska, jest kryty most. Jest to wyjątkowa atrakcja, a z boku prezentuje się naprawdę okazale. Zaraz przy nim stoi dom zdrojowy „Jerzy”. Dzieli się on na dwie części: pierwsza wzniesiona jeszcze za czasów Podebriadów w XV wiek, jest najstarszym zakładem przyrodoleczniczym w Lądku. Druga, tzw. „Nowy Jerzy”, zbudowana została w latach 1914 – 16.
W parku im. Stanisława Moniuszki, położonym w sąsiedztwie tych zabytków znaleźć możemy malowniczą kapliczkę św. Jerzego wraz z XVI – wieczną wieżą zegarową. Moja wizyta tam przypadła akurat w trakcie przepięknego, majowego zachodu słońca, co w połączeniu z zielenią i kwiatami robiło niesamowite wrażenie. Dla pragnących się czymś posilić - w parku znajdują się stawy biskupie, oferujące świeżego pstrąga.
Kilka minut spaceru później, mijając wspomnianą już przeze mnie Willę Cecylię, trafiamy do samego centrum uzdrowiska, z jego perłą – sanatorium „Wojciech”. Budynek, postawiony w 1680 roku, jest chyba najbardziej znanym miejscem Lądka, z charakterystyczną, budzącą podziw kopułą. Wewnątrz prezentuje się jeszcze bardzie okazale, jak zewnątrz. Znajduje się tam m.in. basen termalny, z którego usług korzystać mieli pruscy królowie.
Naprzeciw rozciąga się park zdrojowy, a na jego krańcu, przy wieży sanktuarium, mieści się kawiarnia wiedeńska Albrechtshalle. Przepyszne ciasteczko, kawa oraz widok serca zdroju sprawia, że jest idealnym miejscem na chwilę odpoczynku, choć obsługa w trakcie mojej wizyty była troszeczkę, „nierozgarnięta”.
Smak serniczka, szarlotki, cappuccino, wystrój miejsca i klimat wokół bardzo przypominał mi chwilę spędzone w różnych niemieckich miastach. Skojarzenia z krajem naszych zachodnich sąsiadów niejednokrotnie przychodziły mi na myśl podczas spacerów po Lądku. Spotkać tam można wiele podobieństw, szczególnie pod względem architektoniczny. Budowle bezpośrednio związane z historią miasta, mają jednak jedno „ale” – w większości są zaniedbane…
Dalej warto pójść dalej w górę, gdzie, w dawnych, poniemieckich willach i budynkach, mieści się większość pensjonatów i hoteli dla kuracjuszy.
Na sam koniec polecam udać się nieco za miasto. W połowie prowadzącej do granicy z Czechami drogi znajduje się punkt widokowy z panoramą Lądka i okolicznych gór. Szosa ta nie jest z pewnością „ciulowa”, jak świadczą znaki, a widok stamtąd, szczególnie w „Golden hour”, zapierają dech w piersiach…
I tak oto kończy się mój przewodnik po Lądku – Zdroju. Miasto z wyjątkową historią, niejednoznaczne. Z jednej strony podupadająca część mieszkalna, z drugiej zaś prezentujące odmienną, znacznie ładniejszą twarz, uzdrowisko. Do tego mieszanka, trochę Polski, trochę Niemiec, trochę Czech… Warto jednak przekonać się o tym wszystkim na własnej skórze, odwiedzają to miejsce. Moje doświadczenia z tym miejscem należą do tych pozytywnych, i z pewnością mogę polecić je jako cel podróży.
Komentarze
Prześlij komentarz