Przejdź do głównej zawartości

Zapiski z Grecji [#3] - Leptokaria


 

Riwiera Olimpijska to jeden z kierunków chętniej wybieranych przez wczasowiczów do spędzenia urlopu w Grecji. Wielką popularnością cieszy się tu miasteczko Leptokaria, położone u stóp legendarnego szczytu. Mój hotel położony był niecałe dwadzieścia minut spacerkiem od centrum miejscowości i niemal codziennie miałem okazję być w niej. Oto kilka moich przemyśleń na temat tego, w mojej opinii, idealnie oddającego grecki klimat miejsca.

Leptokaria to miasteczko, liczące około 4 tys. stałych mieszkańców, położone u samego podnóża Olimpu, pomiędzy dwoma większymi, miejskimi ośrodkami – Larissą i Katerini. Po wpisaniu w google nazwy wyskoczy nam cała masa hoteli, apartamentów, jakie możemy wynająć w niej. Dziwić to nie może – ciepłe, błękitne wody morza egejskiego, mityczna góra, świetna komunikacja dzięki autostradzie, którą szybko przemieścić możemy się do najciekawszych zakątków kraju… Leptokaria to jedno z tych miejsc na Riwierze Olimpijskiej, do której w sezonie zjeżdża masa, w tym także polskich, turystów.

W necie więcej można przeczytać o atrakcjach zgromadzonych wokół samego miasta, niż o jego historii. Mimo wszystko jego dzieje są długie, a pierwsi ludzie osiedlali się tu już za czasów starożytnych. Z bieżącą lokalizacją związana jest wioska Levithra, w której to znajdować miał się grobowiec Orfeusza. Na jego cześć co roku w Leptokarii w trakcie karnawału organizowany jest festiwal.

Na przełomie X i XI wieku powstała stara część, zwana wówczas Leptokaryes, tereny bliżej morza zasiedlali natomiast rybacy. Przez następne stulecie wieś, zamieszkała przez maks. 1000 osadników, wiodła w miarę spokojne życia, nie odznaczając się specjalnie na kartach historii. W 1914 roku na mocy decyzji komitetu w Macedonii, miejscowość otrzymała dzisiejszą nazwę.

Prawdziwy rozwój nastąpił po II wojnie światowej. Coraz większe znaczenie, ze względu na walory turystyczne, odgrywać zaczęły nadmorskiej tereny, które zamieszkiwać zaczęło coraz więcej osób. Dzisiaj łatwo rozróżnić to, co było przed wojną z tym, co wybudowane zostało po niej – inna architektura, atmosfera i nazewnictwo. Palaias (Stare), leżące u podnóża gór, z Nea (Nowe), położone ściśle nad morzem…

W Nowej Leptokarii, z racji łatwego i wygodnego, pieszego połączenia z hotelu, bywałem niemal codziennie, a to na spacerze, a to po zakupy… Promenada wiedzie wzdłuż morza, magicznie prezentującego się w blasku wschodzącego i zachodzącego morza. Głównie to tereny podporządkowane turystów, co chwile spotyka się domki do wynajęcia… Są także działki rybaków, codziennie rano zjeżdżających na połowy… 












 

Sąsiedztwo Olimpu czuć na ulicach miasta niemal na każdym kroku. Znajduje się tam muzeum, poświęcone geologicznym dziejom szczytu. Pełno tu nawiązań do motywów ściśle związanych z górą, m.in. Igrzysk. Jest mural, jest symbol ułożony z przemalowanych opon. Ku moje uciesze od grona tutaj starych rowerów, a to powieszonych na murach, a to służących jako doniczki na kwiaty, a to jako stojaki. W fajny sposób urozmaicają miejski krajobraz. 






 

Przez miasteczko przechodzi linia kolejowa. Można odnieść wrażenie, że dzieli je na dwie część, o zupełnie różnej specyfice i atmosferze…


 

Część położoną nad samym morzem określić można jako tą ściśle turystyczną. Pełno tu nowych apartamentowców, niemal każdy budynek jest zarazem miejscem noclegu, reszta zaś to kafejki, sklepy z pamiątkami i inne placówki potrzebne do życia przeciętnemu wczasowiczowi. 

 













Po przekroczeniu torów znajdujemy się natomiast w nieco innym świecie - typowo greckim. Zmienia się styl zabudowań. Na każdym kroku spotyka się kawiarnię, przy której przedpołudniowe frappe sączą lokalni mieszkańcy. Każda knajpka wydaje się jeszcze bardziej klimatyczna i ciężko zdecydować się, do której wstąpić…



















 

Elementem łączącym obie części jest typowo grecki styl życia – luz, spokój, otwartość, brak pośpiechu… Każdy gotów jest, nawet sam z siebie, zagadać, nikt nie patrzy na nikogo wilkiem…

Chociaż miasteczko, poza muzeum i kościołem św. Mikołaja, wielu zabytków nie posiada (przynajmniej jego nowsza część), to właśnie ta atmosfera, ludzie, architektura, psy, skutery – to wszystko spowodowało, że miejsce to zyskało w mych oczach unikatowego uroku. Może na pierwszy rzut oka nie będzie ono sprawiało wrażenia najciekawszego, ale jeśli chwilę się przespacerujemy, zamienimy kilka słów w lokalnym kelnerem, sprzedawcą, wypijemy frappe… Dopiero wtedy poznamy jego prawdziwe, ukryte piękno.

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Lądek Zdrój - skontrastowane miasto z ciekawą historią, uzdrowiskiem i mieszanką kultur w tle

  Przez kilka dni przebywałem w położonym na wschodnim krańcu Kotliny Kłodzkiej Lądku – Zdroju. Uzdrowisko to posiada bogatą, pełną ciekawostek historię, kilka wartych odwiedzenia zabytków, oraz nie powtarzalny klimat. Trochę skontrastowane, trochę tajemnicze, z mieszanką trzech kultur… Zapraszam więc na podróż po tym wyjątkowym miejscu. Trochę historii, czyli Tatarzy, Bad, wojny oraz królewskie - carskie spotkanie... Na sam początek trochę o historii Lądka – Zdrój, szczycącym się mianem najstarszego uzdrowiska na ziemiach obecnej Polski. Pierwsze wzmianki pochodzą z XIII wieku, a konkretnie z wyprawy Tatarów na Europę, w trakcie której m.in. pokonali Henryka Probusa i jego armię pod Legnicą w 1241 roku. I właśnie przy powrocie z tej bitwy, na swój sposób zwiedzając południową część naszego kraju, zawitali i do Lądka, odkrywając urządzenia kąpielowe. Nie wiadomo, czy najeźdźcy zdążyli skorzystać z ich właściwości, wiemy natomiast, że opuścili je w swoim stylu - łupiąc i niszcząc.

Wycieczka w Pieniny, czyli (jeszcze) puste i ciche Homole, Palenica, Szczawnica i Czorsztyńskie

  Środek tygodnia w przeddzień wznowienia sezonu do okazja zobaczenia ciekawych miejsc, unikając przy tym tłumów. Można pojechać np. w kierunku Pienin i zwiedzić Wąwoz Homole, Palenicę, Szczawnicę, a na koniec przepłynąć Jezioro Czorsztyńskie. Zapraszam na parę słów na temat tych miejsc i wycieczki. Uprzedzając, był to wyjazd organizowany z mojej szkoły (wszystkich czytających to uczestników przy okazji pozdrawiam 😊 ). Pierwszym jej punktem była popularna w tym rejonie destynacja turystyczna – Wąwóz Homole. Ośmiuset metrowy szlak, dobry do przejścia dla licznych, mało zaawansowanych grup, w porze roztopów był niemalże całkowicie pokryty śliskim błotem, co znacząco utrudniało przejście. Walkę z mazią wynagrodziła jednak urokliwa polana na szczycie, skąd dostrzec można było przepiękne widoki. U góry tego dnia było spokojnie – pojedynczy turyści oraz wycieczka emerytów odpoczywali w towarzystwie zamówionych w miejscowej knajpie jedzenia i picia.   Po zejściu znaleźliśmy się we wsi

Wiosenne chmury i wiatry

  Wiatr, chmury, zimno… ostatni weekend pogoda jak zmieniała się niczym w kalejdoskopie. Płaska runda po klasykach (Mikluszowice, Okulice, Wiślana Trasa Rowerowa, Puszcza), w połowie była walką z wkurzającymi podmuchami. Bywało gorzej i nie były to najcięższe przeprawy, jakie miewałem w życiu, ale mimo wszystko – wiaterek tego dnia bywał wyjątkowo irytujący (czemu się szczerze dziwiłem – AccuWeather pokazywał ledwie 20 na godzinę). Niezbyt dobrze wpływał na odczuwalną temperaturę (ale tu moja wina – mogłem się cieplej ubrać). Ostatecznie jednak, po bojach między Mikluszowicami, a Strzelcami, w Górce, ku mojej radości, złapałem korzystny kierunek, i z nim kręciłem sobie aż do bazy. Uważam, że każde warunki mają jakiś swój urok, nieważne, czy jest szaroburo, czy słonecznie. I także tego dnia pochmurną scenerię można było w pewien sposób docenić (choć, gdy tak sobie jechałem, w głębi duszy zadawałem pytanie – czy dziś będzie zlewka? ). Mimo to, chciałoby się już pojeździć w słoneczku na

Zapiski z Grecji [#1] - Podróż

  Relacje z wyjazdu do Grecji czas zacząć! Ostatnimi czasem miałem okazję odwiedzić krainę Zeusa, a o miejscach, które zobaczyłem, będę systematycznie pisał na blogu. Na sam początek jednak słów kilka o podróży do Hellady – najbardziej męczącym punkcie wycieczki. Jakie przygody spotkały mnie na prawie 1500 kilometrowej trasie w jedną stronę? Czy droga ta może być ciekawa? Zapraszam do lektury. Zarówno w jedną, jak i drugą stronę trasa przebiegała tak samo. Do Grecji z Polski jechaliśmy przez Słowację, Węgry, Serbię oraz Macedonię. Łącznie wychodzi to prawie 1500 kilometrów w jedną stronę. Nikogo więc dziwić nie powinien mój brak entuzjazmu na myśl o spędzeniu w optymistycznym wariancie minimum doby w autokarze… Zresztą, nadzieję o szybkim i w miarę bezbolesnym przejeździe jeszcze w Polsce legły w gruzach. Po godzinie jazdy okazało się, że nasz środek transportu wymaga naprawy, która trwała… trzy godziny. Niezbyt pożądana przerwa zastała nas w granicznym Chyżnem, na miejscowym BP.

Tour de Silesia, czyli rowerem po katowicko - chorzowskich zakątkach...

  Ciężko zliczyć mi, ile razy już w swoim życiu odwiedzałem Górny Śląsk. A to przy okazji rodzinnych wizyt, a to przy okazji meczów, a to na wycieczkach. Ostatnio jednak udało mi się poznać to miejsce z innej perspektywy – tej rowerowej. Zapraszam na krótką relację z trasy biegnącej po najciekawszych zakątkach centrum regionu – Katowic oraz Chorzowa. Niezwykle ciekaw byłem Śląska, jeżeli chodzi o jego walory rowerowe. Zawsze chciałem przekonać się, co ten region ma do zaoferowania dla fanów jednośladów. Tym bardziej więc ucieszyłem się z możliwości spenetrowania nieco tego regionu na dwóch kółkach. Punktem startu były Siemianowice Śląskie, skąd pognaliśmy w kierunku Szopienic. Na drogach tego dnia, z racji soboty i obiadowej pory, panował niewielki ruch, a brak większych przewyższeń sprawiał, że pierwsze kilometry mijały nadzwyczaj szybko. Stare, pamiętające jeszcze niemieckie panowanie, zabudowania Śląska to element nadający tym rejonom specyficznego klimatu. Ceglane kamienice

Okręgówka, serie A, a czasem trochę wyżej... [#1] - GKS Drwinia vs Barciczanka Barcice

  Ostatnie tygodnie czerwca to czas decydujących rozstrzygnięć w niższych ligach. W ubiegły weekend rozegrano pierwszą rundę baraży o prawo gry w IV Lidze małopolskiej, a w jednym ze spotkań mistrz bocheńskiej okręgówki, GKS Drwinia, podejmował na własnym boisku czempiona nowosądeckiej – Barciczankę Barcice. Kończący się właśnie sezon na małopolskich murawach był okresem reorganizacji rozgrywek. Dotychczas istniały dwie czwarte ligi, wschodnia i zachodnia, których zwycięzcy grali na koniec dwumecz o awans. W wyniku nowej reformy utworzone zostaną jedne, wojewódzkie rozgrywki, a w dwóch grupach rywalizować będzie się szczebel niżej. Promocję do nowoutworzonych rozgrywek uzyskało już po osiem zespołów z czwartych lig, a ostatnie cztery miejsca wyłonią baraże rozegrane wśród mistrzów okręgówek. Dwóch z nich, GKS Drwinia i Barciczanka Barcice, 26 czerwca spotkało się na stadionie na północnym krańcu powiatu bocheńskiego, by zmierzyć się w pierwszym akcie dwumeczu o IV ligę. Na papi

Do Wiślicy i z powrotem, czyli trochę Flandrii, trochę Holandii, a trochę... PRL.

  W kolejnym dniu moich majówkowych wojaży u ujścia Dunajca do Wisły udałem się nieco bardziej na północ. Plan był prosty –przejazd do Wiślicy, w jedną stronę malowniczą trasą rowerową EuroVelo 11, w drugą lokalnymi szosami. Pierwszą częścią trasy był dojazd do Kazimierzy Wielkiej, w trakcie którego czekały mnie dwa podjazdy, rodem z flandryjskich klasyków. Pierwszy z nich, krótki, ale dość stromy, położony tuż za Koszycami wiódł na zjawiskową polankę, przypominającą nieco te z krajów Beneluxu. Na drugi pagórek zaś wjazd był dłuższy, lecz wypłaszczony przy tym, a na jego szczycie rozpościerał się widok na Kazimierzę Wielką. Miasto ostatnimi czasem przeszło prawdziwą rowerową rewolucję. Wokół niego powstała bowiem ścieżka EuroVelo 11, w mojej opinii jedna z najpiękniejszych w Małopolsce. Odseparowane od ruchu trasy wiodą po polach położonych na wzgórzach, w otoczeniu zjawiskowych krajobrazów. Jest ona systematycznie rozbudowana, a końcowo ma prowadzić z samego Krakowa aż do Buska